Wyszukiwanie

Szukaj...

Przekaż darowiznę

Stowarzyszenie utrzymuje się ze składek członkowskich i darowizn. Przekaż darowiznę na cele statutowe.

Odwiedź Szymonka i Dawidka

Szymonek i Dawidek

Epidemia nietrafnych analogii – szczepienia a ruch drogowy

Od jakiegoś czasu, z wielkim niepokojem obserwuję nielogiczne porównywanie „obowiązku i przymusu szczepień” – zagadnienia zarówno etycznego, medycznego, społecznego jak i prawnego do różnych aspektów ruchu drogowego. Brak zrozumienia nietrafności tych analogii ma już skalę epidemii, zwłaszcza wśród wykształconych ludzi zajmujących się medycyną, bioetyką czy ustawodawstwem. Przykładów jest wiele. Zacznę od najbardziej znanego celebryty sceny wakcynologicznej – dr med. Pawła Grzesiowskiego, który na łamach Przewodnika Katolickiego w 2011 roku porównał szczepienia do jazdy w pasach bezpieczeństwa:
 
Dlatego szczepimy wiele dzieci, aby te nieliczne, które nie mogą być zaszczepione, mogły być bezpieczne dzięki odporności grupowej (zbiorowej). Można to porównać do jazdy w pasach – w 99 na 100 wypadków, pasy ratują nam życie, ale w 1 przypadku na 100 mogą być powodem większego urazu, czy to oznacza, że ta jedna ofiara została poświęcona dla pozostałych 99? Nie, to jest demagogia, bo bez pasów groźnym obrażeniom ulegnie znacznie więcej osób. Tak samo jest ze szczepieniami, jeśli nie ma szczepień, powikłania dotyczyć mogą nawet kilkuset dzieci rocznie, a po wprowadzeniu szczepień, gdy liczba zachorowań spada, powikłań jest także mniej.
 
Powyższa analogia jest błędna. Paweł Grzesiowski podaje jedynie przykład indywidualnej ochrony podczas używania pasów bezpieczeństwa i trudno sobie wyobrazić, że pasy bezpieczeństwa mają wpływ na innych uczestników ruchu drogowego. W tej analogii nie ma efektu odporności grupowej. Dużo lepszym punktem wyjścia do głębszego komentarza są prowokacyjne stwierdzenia Marcina Waligóry – bioetyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, na przykład komentarz na blogu bio-etyka.blogspot.com:
 
Obowiązek szczepienia uzasadniany jest bezpieczeństwem zdrowia publicznego. Jeżeli ktoś mu się nie podporządkowuje, zwiększa zagrożenia epidemiologiczne. Jak ktoś prowadzi auto zbyt szybko, to także stanowi zagrożenia innych użytkowników dróg. Wola i „widzimisię” kierowcy podlega w tym przypadku ograniczeniu. Podobnie jest z wolą rodziców, którzy zdecydowali, że nie będą szczepić swoich dzieci, bo ciocia im powiedziała, że to jest szkodliwe.
 
Faktycznie, utrzymywanie odpowiedniej prędkości, dystansu i przestrzeganie przepisów ruchu drogowego jest elementem bezpieczeństwa na drogach. W tej analogii znaleźć można efekt wpływu jednego kierowcy na bezpieczeństwo drugiego, czyli mechanizm podobny do odporności grupowej, które dają niektóre szczepionki. Na tym jednak kończą się podobieństwa i zgodność tych analogii. Analogia Marcina Waligóry zawiera kardynalne błędy logiczne i merytoryczne.
 
Poniżej przedstawiam argumenty, dlaczego ta i inne analogie (np. porównanie nieszczepienia do jazdy autostradą pod prąd) są ze swej natury błędne i prowadzą do fałszywych wniosków.
 
1. Szczepienie jako zabieg medyczny może być porównywane jedynie do innego zabiegu medycznego o podobnym charakterze
 
Szczepienie jest zabiegiem medycznym, a obowiązek szczepienia swoich dzieci czy siebie samego jest naruszeniem prawa pacjenta do zgody na zabiegi medyczne. Użytkowanie dróg czy samochodu nie jest zabiegiem medycznym, dlatego analogia z tak odmiennej dziedziny życia jest od początku kompletnie nieadekwatna. Równie nieadekwatne jest porównywanie szczepień, czyli zabiegów profilaktycznych z zabiegami ratującymi życie takimi jak np. transfuzja krwi czy zabiegi chirurgiczne.
 
Bardziej trafna (nadal nieidealna) byłaby analogia z obszaru medycyny, gdzie zabieg medyczny na jednej osobie z założenia może pomóc drugiej osobie, np. porównanie odebrania rodzicom prawa decyzji o szczepieniu własnych dzieci do odebrania rodzicom prawa decyzji o poddaniu swojego dziecka zabiegowi pobrania krwi do transfuzji dla innego dziecka lub odebrania rodzicom prawa decyzji, co stanie się z organami ich własnego dziecka po jego śmierci. Łatwo się domyślić, jaką burzę i sprzeciw wywołałaby inicjatywa przymusowego pobierania organów od zmarłych dzieci do transplantacji lub do celów naukowych, a przecież inaczej niż szczepienia ten zabieg jest wolny od ryzyka dla nieżyjącego dziecka.
 
2. Piętnowanie niezaszczepionego dziecka jako „zagrożenie epidemiologiczne” oznaczałoby piętnowanie każdego kierowcy jako “zagrożenie motoryzacyjne”
 
Faktem jest, że w przebiegu każdej infekcji, wraz z naturalnymi procesami takimi jak kichanie, kaszel czy nawet zwykłe oddychanie, dochodzi do rozsiewania zarazków. Jednak podatność na infekcje wszystkimi patogenami, również takimi jak np. wirus odry, wirus świnki, wirus różyczki czy bakterie B. pertussis jest naturalnym stanem człowieka, a bycie człowiekiem nie może być piętnowane jako „zagrożenie epidemiologiczne”. Takie wypaczenie naturalnego stanu człowieka pozwala na wprowadzenie niekończących się represji i dyskryminacji wobec każdej osoby w przypadku odmowy nawet jednego szczepienia. Do tej pory takie wypaczenie doprowadziło do wzniecenia społecznej agresji wobec garstki rodziców nieszczepiących swoich dzieci, mimo że równolegle występuje ogólnospołeczna akceptacja rezygnacji ze szczepień dla doroslych np. przeciwgrypowych wśród całego społeczeństwa a zwłaszcza wśród szczególnych grup zawodowych jak na przykład pracownicy służby zdrowia.
 
Wrócę do analogii motoryzacyjnej, aby pokazać, że nie ma podobieństwa między naturalnym stanem zdrowia człowieka a aspektami ruchu drogowego.
 
Zupełnie inną częścią życia jest świadome stawanie się kierowcą i użytkowanie wynalazków cywilizacji, jakim są drogi i samochód. Wszystkie te czynności są wynikiem woli przemieszczania się i wynikiem codziennych wyborów między najbezpieczniejszym transportem publicznym i najmniej bezpiecznym środkiem transportu czyli samochodem. Jednocześnie społeczne postrzeganie kierowcy jest zupełnym zaprzeczeniem postrzegania nieszczepionego dziecka. Żaden kierowca nie jest piętnowany jako „zagrożenie motoryzacyjne” od momentu zrobienia prawa jazdy lub zakupu samochodu, choć w każdej chwili może zmienić styl prowadzenia na “widzimisię”. Ponadto w naszym kraju nie można zmusić posiadacza odpowiednich uprawnień do rezygnacji z używania samochodu i przymusić go do korzystania z  transportu publicznego pod pretekstem “dla dobra twojego i innych”. Każdy kierowca podejmuje własne decyzje i dobiera środek transportu wg własnej indywidualnej kalkulacji korzyści i ryzyka, wybierając najczęściej wygodę i komfort w zamian za wyższe ryzyko indywidualne i zwiększenie ryzyka dla innych użytkowników dróg.
 
3. Nieporównywalny stosunek korzyści do ryzyka
 
Trudno jest doszukać się jakichkolwiek długofalowych indywidualnych czy kolektywnych pozytywów jazdy samochodem wg „widzimisię” i narażania siebie samego i innych użytkowników ruchu na ogromne ryzyko. Jazda po publicznych drogach wg „widzimisię” kierowcy jest bezdyskusyjnie zagrożeniem dla innych i wystarczy jeden pirat drogowy, aby spowodować ogromne niebezpieczeństwo dla wielu uczestników ruchu. Dlatego każdy, kto ma wolę przemieszczenia się po drogach publicznych samochodem musi akceptować i respektować reguły poruszania się po tych drogach, inaczej może zostać ukarany.
 
Zupełnie odwrotnie wygląda kwestia przechodzenia przez dzieci chorób określanych jako „choroby wieku dziecięcego”. Oczywiście nie ma infekcji bez ryzyka, ale używanie określenia „zagrożenie” w stosunku do np. odry, świnki, różyczki, ospy wietrznej, krztuśca jest wielką przesadą. Ponad 99% dzieci przechodzi to „zagrożenie” bez komplikacji, skąpoobjawowo a nawet bezobjawowo, pod warunkiem, że rodzice czy opiekunowie dbają odpowiednio o dziecko przed i w czasie każdej infekcji. Pozytywnym efektem końcowym naturalnej infekcji jest naturalne uodpornienie na wiele lat, a nawet dożywotnio, co daje ochronę indywidualną, ochronę osób z otoczenia, umożliwia bierne uodpornienie niemowląt przez matki i uniezależnienie od akceptacji szczepień wśród innych osób i przyszłych pokoleń (warto wiedzieć, że przynajmniej 10% osób szczepionych dwukrotnie przeciwko odrze nadal jest podatne na infekcję wirusem odry).
 
Jeśli ktoś nadal uważa, że analogia Marcina Waligóry jest prawidłowa, to proponuję przyjrzeć się jej spójności. Przyjmę, że według tej analogii nieszczepienie dzieci jest równoważne z jazdą wg „widzimisię” kierowcy, które jak wiadomo stanowi niebezpieczeństwo na drodze.
 
4. Brak spójności analogii motoryzacyjnej
 
W naszym kraju dominująca część populacji dorosłych jest podatna na wiele chorób, przeciwko którym szczepi się „obowiązkowo” jedynie dzieci (np. krztusiec). Nie ma obowiązku szczepień tej grupy wiekowej mimo, że w aptekach dostępne są odpowiednie preparaty (np. Adacel i Boostrix przeciwko krztuścowi). Na dzień dzisiejszy nie ma też żadnych represji za rezygnację ze szczepień przez osobę dorosłą (np. lekarzy), nie ma też inicjatyw forsujących przymus szczepienia wszystkich dorosłych. Obowiązek szczepienia dzieci wraz z represjami za nieszczepienie tylko dla tej grupy wiekowej przeniesiony na motoryzacyjną analogię bioetyka Marcina Waligóry oznacza, że część użytkowników dróg np. kierowcy do 30 roku życia muszą pod groźbą kary jeździć wg przepisów, a dominująca reszta kierowców może bezkarnie jeździć wg „widzimisię”.
 
Czas na zakończenie. Użycie analogii wymaga aby porównywane problemy wykazywały duże podobieństwo. W przypadku porównania nieszczepienia do wymienionych powyżej aspektów ruchu drogowego kluczowe elementy są zdecydowanie odmienne. Dlatego proponuję, aby w debacie dotyczącej etycznej, medycznej, społecznej i prawnej strony obowiązku szczepień i represji wobec nieszczepiących rodziców i nieszczepionych* dzieci porównania do aspektów ruchu drogowego były od razu odrzucane. Warto też rozważyć, czy użycie argumentów opartych na analogiach w przypadku tak kompleksowego zagadnienia  jak szczepienia ma w ogóle sens.
 
* Według klasyfikacji polskich sanepidów „nieszczepione” dziecko to każde dziecko, któremu brakuje przynajmniej jednej dawki wybranego szczepienia przewidzianego w najświeższym Programie Szczepień Ochronnych ogłaszanym w Komunikacie Głównego Inspektora Sanitarnego.
 
Justyna Socha